Akasa Freedom Power 1000W

Strona 1 - Wstęp

Z zasilaczami firmy AKASA, mieliśmy już nie raz do czynienia na łamach IN4. Ogólnie zawsze otrzymywały dość wysokie noty, bo to urządzenia dobrze wykonane, jak przystało na uznaną markę, jednak zdarzył się przypadek, że podczas testów model 850 watowy, zakończył swój żywot i po kolejnym „restarcie” komputera, przestał reagować na polecenia przycisku Power. Jak dotąd był to jednostkowy przypadek ze stajni Akasy. Dziś chciałbym Wam przybliżyć nowy, flagowy produkt tego producenta, a mianowicie Freedom Power o mocy znamionowej 1000 WAT.
Maszyny tego typu należą do dość drogich inwestycji, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że moce takie są kierowane do ludzi, którzy myślą o zakupie bardzo silnych procesorów, dużych ilości pamięci i przynajmniej dwóch mocnych kart graficznych (SLI, CrossFireX), to na pewno będzie ich stać i na wydatek dodatkowych 650-1000 złotych. Inną grupą są poszukiwacze ciszy w swoim komputerze, a Ci również nie poskąpią grosza, by osiągnąć efekt niemal niesłyszalnej maszyny. 1000 watowy zasilacz pracujący z maksymalnym 40-50 procentowym obciążeniem, nie jest w stanie zagrzać jego elementów, więc wentylator praktycznie nie przekroczy najczęściej 600 obrotów na minutę, co czyni go bardzo cichym elementem składowym PC-ta.
Wydawać by się mogło, że tak duża moc może dać nam niezawodność zasilacza niemal na wieki, niestety sam się przekonałem, że to może być złudna myśl. Mój OCZ EliteXstream 1000W po około trzech tygodniach intensywnej pracy, pewnej niedzieli nagle wyłączył mi komputer (siedziałem w Internecie) i już nie odezwał się więcej. Odesłałem go zatem do zaprzyjaźnionej firmy, która sponsorowała zasilacz do platformy testowej. Przyszedł drugi 1000-watowy egzemplarz tej serii i ... popracował dwa miesiące z małym hakiem. Okazało się, że w obu przypadkach zawinił cyfrowo sterowany bezpiecznik, który ma za zadanie odciąć napięcie w razie dużych anomalii prądu w sieci elektrycznej (skoki napięcia). Teoretycznie bezpiecznik ten po chwili powinien wrócić do stanu gotowości do pracy, ale w moich zasilaczach najwyraźniej się „zwęglił”, bo ta sztuczka już mu się nie udała.
Ogólnie dzisiejsze zasilacze są nafaszerowane elektroniką po sam czubek wiatraka, więc faktycznie przy jakości prądu dostarczanego przez dość wysłużone już sieci przesyłowe, można się spodziewać dziwnych kłopotów.
A jak będzie z flagowym modelem Akasy? Specjalnie przytrzymałem ten model dłużej (choć ADMAX mnie pośpieszał), aby sprawdzić, czy Freedom Power 1000W przetrzyma bardzo intensywną eksploatację. U mnie komputer chodzi w domu po około 14-16 godzin na dziennie, co szczególnie czuję po rachunkach za prąd (drugie tyle pożera komputer syna), więc zasilacz ma co robić. Jako że OCZ odszedł w zaświaty, przez ponad trzy tygodnie Akasa robiła u mnie za stację zasilania. Akurat przechodziłem po raz pierwszy przez FEAR 2, więc dość intensywnie wykręcałem obroty wentylatora mojej karty GeForce GTX 280 AMP, która dosłownie „żre” prąd (producent podaje maksymalny pobór 236W – mocno fabrycznie podkręcona), co z procesorem Phenom II przestawionym mnożnikiem na 3.4 GHz, czyni z zabawy dość drogą w prądzie przyjemność. Przez cały czas eksploatacji zasilacz sprawował się bez zarzutu, a co ważne, był przyjemnie cichy ... ale o tym przeczytacie trochę dalej.
Akasa zadbała o odpowiednią oprawę dla swojego flagowego produktu. Opakowanie zaprojektowano bardzo estetycznie, eksponując wszystkie zalety zasilacza. Nie zrywając folii możemy poznać wszystkie parametry urządzenia znajdującego się w środku.

Również wewnątrz doświadczymy dbałości o szczegóły. Tuż po podniesieniu kartonowego wieka, przywita nas elegancko ułożone, modularne okablowanie w oplotach, zamknięte w przejrzystym pojemniku. Zaraz obok znajdziemy czarne etui, w którym możemy trzymać wiązki oraz ewentualne inne elementy okablowania komputera (taśmy, kable SATA itp.). Prócz tego dostaniemy również „rzepy” (trzy sztuki) do wiązania okablowania, instrukcję obsługi, kabel zasilający i wkręty mocujące.