2015-11-30 23:15
Autor: Sławomir Kwasowski (SlawoyAMD)
0

Sharkoon - słuchawki GSone i H40

Strona 3 - Testy

Testy słuchawek, to nie taka prosta sprawa, jak się może wydawać. Przede wszystkim jest to dość długotrwały cykl przesłuchań, a w szczególności ich "wygrzewania". Takie świeże, wyciągnięte z pudełka oczywiście też grają, ale w odróżnienia od innych urządzeń komputera, u nich czym dłuższa praca, tym lepszy wynik dźwiękowy (oczywiście do pewnych granic).
Zacznijmy od modelu Sharkoon GSone, po którym chyba najbardziej odczułem właśnie efekt "wygrzewania". Już od momentu pierwszego odsłuchu ich dźwięk bardzo mi się spodobał, jednak nieco brakowało w ich audio-scenie dobrze odzwierciedlonych dźwięków "środka". Porównywałem bezpośrednio GSone do dobrze już wygrzanej Syberii i mogę powiedzieć, że te zrównały się dźwiękowo do produktu SteelSeries po około 9-10 dniach używania. Później biała Siberia powędrowała do szafy, bo 53 milimetrowe przetworniki Sharkoona czyniły po prostu dźwiękowe cuda. Zanim przejdę do szczegółowych opisów, zobaczmy jak te dość ciężkie słuchawki prezentują się na głowie.






Jak wspominałem, już od pierwszego włączenia GSone wiedziałem, że ten dźwięk będzie mi odpowiadał. Dlaczego? Przede wszystkim wszystkie dźwięki są tu wyraźnie odzwierciedlone. Niski bass naprawdę robi wrażenie, choć nie jest dominujący i natarczywy. Nie urywa głowy, ale słychać go wyraźnie i głęboko. Również druga strona audio, czyli tony wysokie świetnie zbalansowane. Nawet używając programowego korektora graficznego, trudno je przesterować. Niemniej GSone wymagają mocnego wyjścia słuchawkowego, bo już na laptopie, mimo że grały całkiem poprawnie, to już poziom maksymalnej głośności budził lekki niedosyt. Za to w zestawie testowym z kartą dźwiękową ASUS Xonar D1, można uzyskać błogi wyraz na twarzy...

Cóż mogę powiedzieć... Natury nie da się oszukać i duże 5.3-calowe przetworniki po prostu wymiatają. Ich dokładność ceny muzycznej jest niedościgniona i GSone spowodowały, że Sibieria została spakowana do pudełka, a one spoczęły na stałe podpięte do komputera. Ucho doskonale wchodzi całe w spore nauszniki, a masywny pałąk dość mocno ściska naszą głowę, zachowując pełną stabilność słuchawek. Zamknięta konstrukcja dość dobrze izoluje nas od otoczenia, a przynajmniej wystarczająco, by przy 20% poziomie systemowego wskaźnika poziomu głośności, zniwelować domowe odgłosy rozmów.
GRY - Jako że słuchawki Sharkoon GSone dedykowane są graczom, zacznę zatem od tematu gier. Oczywiście tytułem dominującym u mnie jest World of Tanks, gdzie GSone sprawdzą się doskonale. Na szczególną uwagę zasługuje mikrofon, który przy drużynowych rozgrywkach jest niezwykle dokładny. Współgracze chwalili odbiór mojej fonii za wyraźny, nieprzytłumiony dźwięk głosu. To z pewnością zasługa niezłej klasy mikrofonu, który według specyfikacji technicznych posiada dynamikę na poziomie 47 dB, podczas gdy porównywane słuchawki SteelSeries mają zaledwie poziom 38 dB. To naprawdę można odczuć, już nawet na poziomie rozmów z komunikatora Skype. Tutaj dałbym nawet ocenę 9 na 10 możliwych punktów, choć podkreślam jeszcze raz, do prawidłowego odzwierciedlenia dźwięków, przy tak dużych przetwornikach potrzebujemy mocnego źródła zasilania.

MUZYKA - W tej dziedzinie ujęła mnie dokładność odtwarzania sceny. Miałem uczucie, że towarzyszę w każdym pulsie rytmu zespołu Genessis w utworze Mama albo syntetycznego bitu w Land Of Confusion. GSone dają również radę w odtwarzaniu nastroju hali koncertowej, co świetnie można przetestować w dynamicznym wykonaniu czterech Azjatek 4 Power (później przemianowanych w 4 Impact) w Brytyjskim X-Factor.
W zasadzie GSone utrzymują zrównoważony poziom dźwięku we wszystkich zakresach, jak tony niskie, średnie i wysokie. Niemal totalny "konstans", co według mnie bardzo dobrze świadczy o oddawanej scenie jej przetworników. Myślę że zarówno lubiący soczyste basy, jak i wielbiciele wysokiej tonacji, powinni znaleźć tutaj świetne połączenie. Oczywiście każdy z nas odbiera muzykę inaczej, więc warto przesłuchać słuchawki, zanim podejmiemy decyzje o ich zakupie.

Sharkoon SharkZone H40





Po zmroku SharkZone H40 swoją obecność zaznaczy żółtą poświatą...



Sharkoon SharkZone H40 to już sprzęt o nieco innej charakterystyce akustycznej, skierowanej właśnie główne pod graczy. Może jego nauszniki zakryją już część naszej małżowiny usznej, ale czyni to na tyle delikatnie, że nie będziemy czuli meczącego ucisku.
GRY - 50 milimetrowy przetwornik również daje radę w precyzji dźwięków, choć może nie jest tak basowy, jak charakterystyka GSone. W przypadku H40 liczy się głównie szczegółowość zakresu średniego i wysokiego, więc odczujemy w grach każdy szelest. Nieco gorzej jest z mikrofonem, który nie odstaje od klasy przewidzianej dla tego sprzętu. Jego dynamika jest na poziomie konkurencji, a 39 dB daje nam pełną, zrozumiałą i wyraźną łączność z współgraczami. Do tego, co daje nam GSone, jednak troszkę brakuje.

Muzyka - H40 to typowo ukierunkowany typ sprzętu, więc nie będziemy od niego wymagać totalnej wszechstronności. Ale w muzyce sprawdzą się również nieźle. Szczególnie docenią je słuchacze, dla których ważna jest szczegółowość poszczególnych instrumentów. Dla przykładu może tu służyć utwór Depeche Mode, którego wstawki-smaczki w postaci wszelakiego typu "dzwoneczków" i połączeń w genialny sposób łączący niby przypadkowe instrumenty (tu ukłon w stronę Martina Gore), które w H40 są świetnie uwypuklane - Everything Counts.

Strona 3 z 4 <<<1234>>>