2020-02-21 18:30
Autor: Sławomir Kwasowski (SlawoyAMD)
0

Audictus Voyager - słuchawki klasy DJ Monitor

Strona 3 - Testy i Podsumowanie

No to teraz troszkę muszę pogadać, bo pierwszy kontakt z słuchawkami Audictus Voyager, nie wywarł na mnie entuzjastycznego wrażenia. Owszem są wygodne, nauszniki przyjemnie miękkie w kontakcie z naszą skórą głowy, ale pierwsze uruchomienie dźwięku było... trochę dziwne.




Już pisałem, że poprzednich słuchawek SteelSeries Arctis 3 używałem niemal nieprzerwanie przez okres trzech lat, więc na pewno moje uszy w jakiś sposób się przyzwyczaiły do ich brzmienia. Przez ten dość długi czas wygrzały się i ułożyły dostatecznie, by osiągnąć jakiś niezmienny, akceptowany w pełni przez mnie poziom projekcji dźwięku. Tymczasem kiedy podłączyłem Voyagera pod mojego Xonara, nagle zrobiło się tak jakoś dziwnie głucho, metalicznie, nawet powiedziałbym nieprzyjemnie...
Dlatego chciałbym tutaj przestrzec ewentualnych użytkowników Audictus’a, by nie poddali się właśnie temu pierwszemu wrażeniu, zwłaszcza gdy użytkowali poprzednie słuchawki dłuższy czas. Te produkty naprawdę są świetnym przykładem potwierdzającym fakt, że słuchawki czy też głośniki, należy poddać okresowi "wygrzewania", a więc pracy w różnych zakresach pasma i głośności.
Zawieszenia membran przetworników fabrycznie nasączone specyficznymi środkami usztywniająco-zabezpieczającymi, cewki elektromagnetyczne i inne fizyczne czynniki budowy przetwornika muszą być poddane wielogodzinnej pracy w zakresach wychyłu i częstotliwości prądowych, by oddać to, do czego są stworzone. Na początku 50-milimetrowe przetworniki zabrzmiały bardzo, ale to bardzo metalicznie. Wysokie tony były nienaturalnie podbite, środek niemal pusty, a scena tonów niskich dość mocno wycofana, taka lekko "twarda". Wszystko zupełnie nie tak, jak ja to lubię.
Wysokie tonacje poprawiły się dość szybko, zauważalnie "mięknąc" i nie drażniąc ucha. Trudno to słowami określić, ale podałbym tu przykład między przetwornikami kolumnowymi wysokotonowymi typu tubowego (jak to miały np. Altusy 120/140), a zwykłymi kopułkami membranowymi.


Pierwsze z nich miały bardzo wyeksponowane tony wysokie, niekiedy nawet wiercące "dziurę" w uszach, podczas gdy drugie były znacznie mniej nachalne, ale czasami zbyt "mdłe" w projekcji na przykład dźwięków talerzy perkusji. Na szczęście w Audictusie Voyager po kilkudziesięciu godzinach wygrzewania słuchawek, owa męcząca, świszcząca "metaliczność" zaczęła znacząco zanikać, a wysokie tony zrobiły się uwodzicielsko przyjemne. Czarujące klimaty Cocteau Twins, zaczęły zyskiwać wyrazistość delikatnych uderzeń pałeczek o talerze perkusji, a wokal Elizabeth Fraser po prostu wkomponował się w to idealnie.
Trochę dłużej trwało "wypalenie" tonacji niskiej. Wpierw dość płytkie brzmienie bębnów perkusji lub nawet ich syntetycznych syntezatorów rytmicznych, było niewydolne, dość płaskie, jednak z czasem (no chyba nie przesadzę, że gdzieś w drugim tygodniu używania), basiki zaczęły mi sprawiać frajdę. Niby nadal nie są zbyt wyszczególnione, ale jednocześnie na tyle mocne, że je słyszymy w pierwszym planie, ale w żaden sposób nie udało mi się ich zmusić do przesterowania z efektem dudnienia. Jestem fanem muzyki elektronicznej w różnym wydaniu, w tym i popowym, ale czasami znajduję takie perełki, jak nasz, polski muzyk Madis, który prócz coverów nagrywa też swoje fajne, rytmiczne kawałki, jak choćby Desert Of Lost Souls czy Carrying The Fire. W takiej muzyce Voyagery sprawdzają się znakomicie. Każdy pulsujący dźwięk syntezatorów przeplatany sykiem efektów "przestrzeni" jest wyraźnie wyeksponowany, a tło efektów sceny średniej, nie jest zagłuszane (warto ściągnąć pliki twórcy, bo muzyka na YT ma pewne ograniczenia).

Audictus Voyager dobrze sprawdzą się też w muzyce z instrumentarium akustycznym, wciągając w ten termin również muzykę poważną. Ja dostawałem gęsiej skórki słuchając kawałka Eda Sheeren’a I See Fire, gdzie scena muzyczna zaczyna się stopniowo zagęszczać, ale środek/wokal nadal pozostaje stabilny i nienaruszony, wzbogacony "piszczeniem" strun gitary przy zmianie chwytów na gryfie. Pomijając piękno samego utworu, to po prostu muzyczny miód na uszy.
Na pewno zadowoleni będą też słuchacze, którzy cenią sobie wykonania a’capella, grup wokalnych, gdzie szczegółowość głosów, śpiewu poszczególnych artystów, musi być dobrze odwzorowania. Tu też będzie liczyło się oddanie akustyki pomieszczenia/studia, chórków i samego pomysłu na utwór, jak choćby w przypadku grupy Pentatonix, która w cudny sposób potrafi połączyć wokal z bitboxem i zawładnąć sercem oraz uszami słuchaczy -> Hallelujah i The Sound of Silence.


No dobrze, ale dla kogo zatem nie jest Audictus Voyager? Z pewnością nie jest dla użytkowników kochających obezwładniający bass. To nie znaczy, że tonów niskich słuchawkom brakuje, ale po prostu nie jest on dominujący. W porównaniu z Arctisem 3 tony niskie wydają się nieco delikatniejsze, ale za to bardziej szczegółowe. Tu gdzie możemy usłyszeć jakieś pojedyncze "dudnięcie", w Voyagerach możemy odkryć jeszcze tło brzmienia... I to chyba właściwie tłumaczy znaczenie słuchawek-monitorów... Szczegółowość dźwięku ponad wszystko.
Mniej zadowoleni mogą też być fani cięższego Heavy Metalu, bo nieco wycofany środek sceny muzycznej może lekko zacierać efekty grania kilku gitar. Nie będą one po prostu zbyt szczegółowo rozgraniczone, za to "metalowe" ballady to już sama przyjemność, czy to w brzmieniu wykonawców Metalica, Scorpions czy AC/DC. Trash Metal ma tu trochę gorzej, ale osobiście nie wiem, czy w tym typie muzycznym liczy się jakakolwiek szczegółowość dźwięków... Po prostu zaczynają na 1, 2, 3 i jak im się uda na końcu spotkać, to i tak jest dość dobrze :P


Podkreślaną zaletą Voyagerów jest ich system składania nauszników i to na pewno należy pochwalić, zwłaszcza że producent pomyślał o mobilnym słuchaniu muzyki, dając nam dodatkowy kabel połączeniowy z pilotem do odbierania rozmów telefonicznych. Jednak szkoda, że w zestawie zabrakło nam jakiegoś fajnego etui do przenoszenia złożonych słuchawek. No ale cóż, jak to już bywa w naturze, coś za coś, więc pomówmy o cenie...
Za słuchawki Voyager producent, czyli Audictus życzy sobie 199 PLN i ja uważam, że ten pozom ceny jest po prostu... REWELACYJNY. Taka jest moja opinia, co nie oznacza, że ktoś inny będzie jednak wolał innej firmy, bo bardziej odpowiadają jego upodobaniom. Dla mnie Audictus Voyager mogą z powodzeniem zastąpić przy komputerze (zwróćcie na to uwagę, że podkreślam komputer, a nie domowy sprzęt audio, w którym zresztą też się świetnie sprawdzają), SteelSeries Arctis 3, z którymi byłem naprawdę dość długo związany. Oczywiście pamiętajcie, że są to słuchawki stereo, więc będziemy mieli inne priorytety przy podłączeniu ich do komputera (brak wirtualnej przestrzenności) oraz totalny brak wbudowanego mikrofonu do kontaktu z innymi graczami. To po prostu typowy produkt do stereofonicznego odsłuchu muzyki i solowych rozgrywek w czołgi, w których cała scena dźwiękowa od chrzęstu gąsienic po wystrzały armaty, jest super.
Produkt sprawdza się też dobrze w połączeniu mobilnym ze smartfonem i tutaj poziom tonów niskich "zabija" wszelkie dokanałowce. Jest naprawdę fajnie, choć trzeba przyznać, że bateria telefonu, dość szybko wymięka przy zasilaniu tych sporych przetworników 50 mm. Niemniej słuchawki Audictus Voyager mogę polecić każdemu, kto lubi się wsłuchiwać w niuanse muzycznych utworów...




Podziękowania dla firmy Audictus za udostępnienie sprzętu do testów.

Strona 3 z 3 <<<123