Panowie. Z jednym się nie do końca zgodzę. Wiem co DJ chciałeś powiedzieć, ale:
budowany przez wieki sztuczny autorytet, który jest niestety bronią obusieczną, gdyż obecnie więcej jest chętnych by go odebrać niż bronić.
Sorry, ale ja jeszcze ich pamiętam. Z opowiadań rodzinnych i z obserwacji ostatnich (nieżyjących już) przedstawicieli elity elit.
Nauczyciele ogromnej kultury, wiedzy, mądrości, (bo to nie to samo), inteligencji, taktu, humoru. Pamiętam w liceum uczył jeszcze kilka godzin bardzo starszy już pan. Mówił już tylko cicho i powoli. Na sali oprócz Niego słychać było tylko ewentualnie muchę. Najdrobniejszy pierwszoklasista mógł Go przewrócić. Był już stary. Niezorientowani pierwszacy czasem przez pierwszy tydzień w szkole, zdarzało się odezwali się, czy potraktowali bez szacunku starego "profesora". Natychmiast gdy przeszedł (bo gdyby widział to by nie pozwolił), krótki odruch sprawiedliwości społecznej dotykał pierwszaka, a potem jeszcze dochodził komentarz. Jak starsze siostry i bracia, jak rodzice zapamiętali człowieka mądrego, pomocnego w szkole i w życiu. Odsłaniającego piękno świata, innego świata niż szarzyzna wtedy obowiązkowa... On budził szacunek. Prawdziwy. On był autorytetem.
Było ich więcej. Mądrych, o niesamowitej wiedzy i kulturze słowa, pełnych pasji.