2020-10-12 22:45
Autor: Sławomir Kwasowski (SlawoyAMD)
1

Teufel ULTIMA 20 Kombo

Strona 1 - Wygląd

I wracamy do tematyki domowego Audio, a dokładnie do firmy Teufel, z którą związałem swoje nadzieje na przyszły, nowy sprzęt do swojego "salonu". Jak zapowiadałem przy okazji recenzji kolumn aktywnych ULTIMA 40 ACTIVE, moje plany zmierały ku mniejszemu, ale kompletnemu (z radiem i odtwarzaczem CD) zestawowi ULTIMA 20 Kombo. Nowy zakup planowałem na jesień, a że liście właśnie zaczęły spadać z drzew, przyszedł czas na realizację tego planu.


Po bardzo dobrych odczuciach odsłuchowych ULTIMY 40, miałem naprawdę spore nadzieje na przyzwoite brzmienie mniejszego zestawu, zdając sobie oczywiście sprawę, że dwudrożne kolumienki o kubaturze 10 litrów, nie zagra równie dobrze, jak trzydrożne 40-ki z pojemnością obudowy 54 litrów z dwoma subami na pokładzie. Inna jest też moc obu modeli, co sprawia, że to dwie różne segmenty rynkowe, ale czy przy braku miejsca na spore kolumny i chęci słuchania stacji radiowych (oraz cyfrowego DAB, jeśli takie nadaje w waszych okolicach) oraz odtwarzania posiadanej kolekcji płyt CD, będzie wymagało od Was dodatkowego zakupu amplitunera i jakiegoś odtwarzacza? Ja stwierdziłem, że spróbuję podejść do tematu nieco inaczej, ale po kolei...
Cały zestaw, to zaledwie dwa pudła o średniej wielkości, ale dość słusznej wadze. O ile sam amplituner (osobna paczka dla Receiver’a KB43CR19) nie przekracza sześciu kilogramów, to już dwie kolumienki osiągają masę niemal 12 kilogramów (5.70 kg na sztukę).



W środku poza samym amplitunerem zintegrowanym z odtwarzaczem CD, znajdziemy jeszcze pilota IR zdalnego sterowania, dość długi przewód antenowy i miedziane kable połączeniowe 1.0 mm (pokryte srebrzystą powłoką przeciwutleniającą), o długości około 3 metrów każdy.







Wygląd amplitunera jest dość nowoczesny, choć lekko ascetyczny zarazem. Czarny front ze szczotkowanego aluminium urozmaica tylko dość spora gałka regulatora głośności, gniazda słuchawek i USB oraz ekran wyświetlacza. Reszta przycisków i krawędź tacki na płytę CD jest dość minimalistyczna.


Co ciekawe front wzmacniacza jest dość wąski, bo wynosi tylko 27.5 centymetra, za to jego głębokość, to już 35 cm, co sprawia, że jest od dłuższy, niż szerszy. To jednak celowy zabieg, bo jego elektronika może nie ma imponującej mocy (stały RMS 25W na kanał do chwilowego max 40W), ale nie zapominajmy, że końcówki mocy tego urządzenia działają w klasie AB. Co to oznacza? Otóż klasa A, to najwyższy standard uznany w świecie HiFi, ale prócz wierności parametrów odtwarzania, ma też sporo wad. Otóż wzmacniacz klasy A do pracy potrzebuje dość wysokich ustawień prądu spoczynkowego, co znów przekłada się na wysokie temperatury pracy układów mocy. To dla tego, że każdy wzmacniacz pracuje na zasadzie prądu przemiennego, ale różnie go przetwarza. W klasie A sygnał sinusoidalny jest pełny i układ działa w nim pod ciągłym obciążeniem, czyli poprzez tranzystory lub lampy stopnia końcowego zawsze płynie prąd spoczynkowy, bez względu na to czy podawany jest sygnał czy nie. W klasie B polaryzacja układu jest tak dobrana, aby tranzystory w stanie spoczynku nie przewodziły prądu. Dzięki temu nie grzeją się zbyt mocno (mają czas na chwilowe schłodzenie), a sprawność takich wzmacniaczy (B), może być dość wysoka, sięgając nawet do granicy 78%.
Większość audiofili zachwyca się brzmieniem wzmacniaczy lampowych, które najczęściej pracują właśnie w klasie A, ale ich moce zazwyczaj nie przekraczają 10/15W na kanał. Wydaje się wam, że będzie cicho zwłaszcza, że takie amplifiery potrafią kosztować po kilkadziesiąt tysięcy złotych? No cóż, prócz mocy prądowej, wzmacniacze mają jeszcze jeden parametr, który wpływa na odbiór odsłuchowy sprzętu, a który jest w tabelach specyfikacji często pomijany... Dynamika.
Lampowce zasilane są wewnętrznymi napięciami sięgającymi przedziału 300-400 Voltów, by poprawnie działały ich katody i anody z żarowym wygrzewaniem. Nic zatem dziwnego, że przetworzone przez nie impulsy wysyłane do transformatorów głośnikowych są czyste i mocne, a wzmocnione przez nie dawki prądu, solidnie wychylają mechaniczne membrany przetworników w kolumnach. To oczywiście opis ich działania, w dużym skrócie myślowym. Różnica między funkcjonowaniem lamp i dyskretnych układów mocy, jest dość teoretycznie dość zbliżona, ale ich fizyczne parametry pracy zgoła odmienne. Nie bez powodu najlepsze "piece" gitarowe takich marek, jak Marshall czy Boss, są wyposażone w lampy lub układy hybrydowe (przedwzmacniacz lampowy, tranzystorowy układ mocy)...
Bez względu jednak, czy mamy wzmacniacz lampowy, czy też tak zwany - tranzystorowy, oba systemy mają pewne ograniczenia. Dlatego twórcy sprzętu audiofilskiego lub wysokiej jakości HiFi, wymyślili klasę AB, czyli do pewnego poziomu mocy maksymalnej wzmacniacza, pracuje on w klasie A, odtwarzając wszelkie niuanse instrumentów i wokali z wysoką dynamiką pracy głośników, mimo niskich ustawień pokrętła Volume, dość skutecznie podgrzewając nam mieszkanie :) Kiedy jednak warunki termiczne układów mocy osiągają już swoje skrajne granice, wzmacniacz płynnie przejdzie do pracy w klasie B. Krótko podsumowując: przy bardzo małych sygnałach wzmacniacz zachowuje się podobnie do wzmacniacza w klasie A, a przy dużych - jak w klasie B. Pozwala to uzyskać przyzwoitą sprawność (zwykle w okolicach 50-60 %) i niski poziom zniekształceń (taki nieźle brzmiący kompromis).
Co to oznacza dla około 95 procent populacji tej planety, która lubi słuchać muzyki? Chyba tylko tyle, że będzie głośniej. Ale wraz z podniesieniem mocy pracy końcówek mocy, spadnie nam dynamika sygnału. Większość z nas może tego nawet nie zauważy, szczególnie kiedy będziemy słuchać Heavy Metalu czy klasycznej "dyskoteki" (zwanej czasami łupaniną)... Grunt by było głośno i z hukiem. I to właśnie oddziela tych, którzy będą się podniecać każdym szczegółem przesunięcia palców po gryfie bluesowej gitary w niskich rejestrach utworu, a miłośników nawet drogich zestawów kina domowego... Fenomen audiofilizmu, jest trudno opisać słowami, bo to w zasadzie bardziej chyba stan indywidualnej świadomości każdego z nas.
Każdy człowiek odmiennie rejestruje dźwięki w naszym otoczeniu. To co dla jednego jest nie do zaakceptowania, może cieszyć innego człowieczka. Również różni są sami audiofile, bo jedni nie akceptują we wzmacniaczach regulacji tonów niskich i wysokich (na ich sprzęcie jest tylko gałka Volume i przycisk Power On/Of), o wynalazkach typu Loudnes/Kontur nie wspominając, ale znam i takich, którzy nie pogardzą wysokiej klasy przedwzmacniaczami, których PreAmp ma znaczący wpływ na odtwarzany dźwięk utworu. Są i tacy, których nazywam "gadżeciarzami", bo potrafią wydać 10K złotych na złocony kabel zasilający do wzmacniacza, który rzekomo posiada filtr cząsteczkowy poprawiający przepływ prądu do naszego sprzętu, co ma się przełożyć na znaczną głębię i szczegółowość sceny utworów... To nic że całość instalacji w bloku z lat 70-tych, jest jeszcze aluminiowa instalacja elektryczna, ale efekt Placebo bywa czasem potężny. Często czytając audiofilskie periodyki lub strony Internetowe, uśmieję się na całego, przeglądając szczególnie reklamy demagnetyzerów płyt winylowych, super kabli głośnikowych (szczególnie tych z "karbonem" w składzie żył), czy jakiś super filtrów audio, a wszystko to za grube $$...
Ale wracając do obudowy naszego ULTIMA 20 Kombo, jak wspomniałem jest ona dłuższa, niż szersza. Otóż w jej wnętrzu zadbano o przewietrzanie aluminiowego radiatora o dość ciekawym kształcie silnie użebrowanego półkola. Nie jest to może jakieś monstrum, ale przy deklarowanej mocy całkowitej, powinno wystarczyć, zwłaszcza że (mimo iż producent tego nie podaje), w klasie A będzie on pracował w maksymalnym zakresie nie przekraczającym 7W.




Tył amplitunera nie jest już tak "ubogi", jak front. Mamy do dyspozycji trzy złącza AUX pozwalające połączyć się z dodatkowymi źródłami sygnału, wejście Recording oraz wyjście dla subwoofera. Nie możemy zapomnieć też o specjalnym gnieździe USB, które pozwoli nam aktualizować najnowszy firmware dla sprzętu, dostępny na stronie producenta. Prócz niego dodano główny wyłącznik zasilania (przydatny podczas dłuższego wyjazdu z domu, by nie urządzenie pobierało energii w stanie StandBy lub zabezpieczyć je przed burzowym przepięciem w sieci) oraz końcówkę modułu bezprzewodowej łączności sterowaną układem Qualcomm Bluetooth aptX do streamingu muzyki w jakości podobnej do płyty CD ze Spotify, Youtube, Apple Music, TuneIn i innych. Oczywiście połączymy się również przez BT z naszym smartfonem i komputerem PC.

Strona 1 z 3 123>>>